Ciekawe, że na hasło ‘buty’ przed
oczami pojawia mi się najczęściej obraz moich zimowych trzewiczków, które
dostałam, jeszcze w dzieciństwie od św. Mikołaja.
Były piękne, skórzane, czeskie w
korze kakao z mlekiem i brązu. Mikołaj albo pomylił adresata i przez pomyłkę mi je podarował w prezencie, albo zrobił to z wyrachowania, aby mi służyły przez wiele lat. Sprezentowane buty było o 2 numery za duże. Nosiłam je rzeczywiście przez kilka sezonów, bardzo je lubiłam. Przywiązałam się do moich trzewiczków i może to spowodowało, że w dorosłym życiu każdą
parę butów noszę aż do zdarcia.
Jak już się przekonam do butów, noszę je i
noszę i trudno mi się z nimi rozstać. Nasze babcie żyły w czasach, w których nie każdego było stać na buty, tym bardziej skórzane buty.
Młodzi chłopcy chętnie szli do wojska, być może kusiła ich chęć posiadania skórzanych butów. Takie buty natłuszczone przypalali nad ogniem, żeby były nieco ciemniejsze, osmolone. Stąd mówiło się 'smalił cholewki', gdy kawaler idąc do panny zakładał osmalone nad ogniem skórzane buty.
We wsi tylko bogaty gospodarz mógł chodzić w skórzanych butach, zwykłe kmiecie przez cały rok chodzili boso. Pracowali w polu boso, łazili po ściernisku boso, paśli krowy boso. Jeśli już to najczęściej okrywali stopy łapciami z lipowego bądź wiązowego łyka. Nogi w butach zawijano w onuce, a nawet owijano słomą. Ja jeszcze pamiętam czasy, kiedy przyjeżdżałam na wakacje do babci, widziałam jak ludzie do kościoła szli boso, a buty zakładali dopiero przed wejściem do kościoła.
Nasunęła mi się refleksja na temat butów i wpływu na zdrowie, samopoczucie, przetrwanie.
Słoma ogrzewała stopy, drażniła receptory. Podobnie poranna rosa, ściernisko czy parzące pokrzywy. Poprawiały krążenie, miały więc wpływ na zdrowie. Chodzenie boso w mrozy również miało korzystny wpływ na hartowanie organizmu i odporność na choroby. Te wszystkie czynniki na pewno hartowały człowieka w trudnych warunkach życiowych. I chyba dlatego naród polski doskonale sobie radził w mroźnych syberyjskich tajgach w czasach niepodległości. Zesłańcy bez chleba, bez odzieży bez butów musieli ciężko pracować, kobiety rodziły dzieci. Trudno sobie wyobrazić jak można było w takich warunkach żyć.
Młodzi chłopcy chętnie szli do wojska, być może kusiła ich chęć posiadania skórzanych butów. Takie buty natłuszczone przypalali nad ogniem, żeby były nieco ciemniejsze, osmolone. Stąd mówiło się 'smalił cholewki', gdy kawaler idąc do panny zakładał osmalone nad ogniem skórzane buty.
We wsi tylko bogaty gospodarz mógł chodzić w skórzanych butach, zwykłe kmiecie przez cały rok chodzili boso. Pracowali w polu boso, łazili po ściernisku boso, paśli krowy boso. Jeśli już to najczęściej okrywali stopy łapciami z lipowego bądź wiązowego łyka. Nogi w butach zawijano w onuce, a nawet owijano słomą. Ja jeszcze pamiętam czasy, kiedy przyjeżdżałam na wakacje do babci, widziałam jak ludzie do kościoła szli boso, a buty zakładali dopiero przed wejściem do kościoła.
Nasunęła mi się refleksja na temat butów i wpływu na zdrowie, samopoczucie, przetrwanie.
Słoma ogrzewała stopy, drażniła receptory. Podobnie poranna rosa, ściernisko czy parzące pokrzywy. Poprawiały krążenie, miały więc wpływ na zdrowie. Chodzenie boso w mrozy również miało korzystny wpływ na hartowanie organizmu i odporność na choroby. Te wszystkie czynniki na pewno hartowały człowieka w trudnych warunkach życiowych. I chyba dlatego naród polski doskonale sobie radził w mroźnych syberyjskich tajgach w czasach niepodległości. Zesłańcy bez chleba, bez odzieży bez butów musieli ciężko pracować, kobiety rodziły dzieci. Trudno sobie wyobrazić jak można było w takich warunkach żyć.
Nie jestem kolekcjonerką butów.
Nie acham i ocham na widok szpilek, w oknie wystawowym. Nie podnoszą mi
ciśnienie markowe salony obuwnicze, ba, nawet nie wchodzę do środka.
Bo po co?
Skoro moje wysłużone, chociaż nie urodziwe są odpowiednio dobrane, wygodne i praktyczne.
Przy zakupie najczęściej mam problem z dobraniem odpowiedniego obuwia.
Trudno jest zadowolić mój gust. Słyszałam opinię, że Polkom trudno dogodzić, bo mają
nietypowe rozmiary, ciekawe, że markowe zagraniczne firmy potrafią wyprodukować
wygodne dobrze wyprofilowane obuwie.
Pojechałam kiedyś do NRD, specjalnie
po buty. Kupiłam w Berlinie zamszowe kozaczki na koturnie. Nosiłam je przez
dobrych kilka sezonów. Były nie do zdarcia. A kiedy podeszwy lekko mi się starły,
skorzystałam z usług szewca, ten dokleił mi nowe zelówki i mogłam w nich chodzić
przez kolejne lata.
Nie mam zbierackich
przyzwyczajeń, jak inne kobiety. Nie dobieram do koloru sukienki i torebki.
Wchodzę do sklepu wiedząc czego
potrzebuję. Rozglądam się po półkach za konkretnym rodzajem, sprawdzam czy leżą
jak ulał i już wiem. Kupić czy nie kupić? Komfort jest priorytetem. Oczywiście uważam,
że na butach nie warto oszczędzać. Dobre buty to drogie buty. Dlatego przestrzegam przed chińszczyzną i podróbkami z bazaru. Tanie obuwie
najczęściej ranią i deformują stopy. Zdeformowane stopy tj. haluksy właśnie od
noszenia źle dobranego obuwia.
W latach siedemdziesiątych
nosiłam modne wówczas drewniaki. Najprawdopodobniej z powodu nierównomiernego
obciążenie stóp i przeciążenia dorobiłam się modzeli na podeszwach stóp. To
zrogowaciałe narośla w kształcie stożków, które powstają pod wpływem stałego
ucisku lub tarcia pod główkami kości śródstopia. Miałam
problem z usunięciem modzeli, po usunięciu zewnętrznego naskórka pojawiał się
nieduży, wielkości łebka szpilki rdzeń. Korzeń wrasta w głąb skóry i pod
wpływem ucisku sprawia ogromny ból.
Teraz, kiedy jestem już wiekowa
najchętniej zakładam wygodne sandały.
Ile mam par butów? Dużo. Ale to
tylko dlatego, że starych tak szybko się nie pozbywam. Sezonowo przetrzymuję je
w pudłach w pawlaczu. Każda z moich par ma konkretne przeznaczenie i czas, w
którym jest używana.
Mam kilka par szpilek,
najczęściej w kolorze czarnym i najczęściej ich nie zakładam. Szpilki są
seksowne, ale trzeba mieć na uwadze konsekwencje zdrowotne. Jeśli musimy
chodzić w modnych szpilkach, sięgnijmy po buty wysokiej jakości, o dobrze
wyprofilowanej podeszwie. Mogę jedynie współczuć kobietom w wysokich obcasach.
Adidasów mam dużo, bo uwielbiam
chodzić w sportowym obuwiu. Kilka par klapek, najczęściej na koturnach.
Sandałów też mam po kilka par. Oczywiście pantofle domowe, koniecznie skórzane.
Kilka par trekkingowych w góry,
które służą mi do użytku codziennego, stosownie do pogody.
Kozaczków na zimę też mam kilka
par i też służą mi przez wiele sezonów. Muszą być ciepłe i mieć wyrzeźbioną
podeszwę, odporną na poślizgi.
W ciepłych butach pocą się nogi, dlatego
należy pamiętać o zmianie obuwia w ciągu dnia np. w pracy, aby uniknąć grzybicy
stóp. Grzyby chorobotwórcze lubią ciepło i wilgoć, a buty są jak inkubatory
zapewniające odpowiednie warunki dla wielu chorób dermatologicznych. Mogą coś na ten temat powiedzieć żołnierze.
Jak wspomniałam, grzybicy sprzyja
ciepło i wilgoć. Latem – najczęściej stając bosymi nogami na drewnianych i
plastikowych podestach na basenach, w klubach fitness, siłowniach, czyli
wszędzie tam, gdzie bierze się prysznic i pozostawia na posadzce złuszczony,
zakażony naskórek trzeba zakładać łatwo zmywalne klapki.
Przestrzegałabym o butach kupowanych w sklepach z odzieżą używaną. Można złapać grzybicę, która jest trudna i droga w leczeniu, nie mówiąc już o skutkach zdrowotnych.
A czy wiesz dlaczego 'pachną' ci nogi?
Pisałam o tym w blogu Pachnąca mikrobiologia
Przestrzegałabym o butach kupowanych w sklepach z odzieżą używaną. Można złapać grzybicę, która jest trudna i droga w leczeniu, nie mówiąc już o skutkach zdrowotnych.
A czy wiesz dlaczego 'pachną' ci nogi?
Pisałam o tym w blogu Pachnąca mikrobiologia