sobota, 8 lutego 2014

Prof. dr hab. med. Kazimierz Ulewicz (1919-1991)

Kiedy w latach 80. zdecydowałam się robić specjalizację z mikrobiologii, poprosiłam o pomoc prof. dr. hab. Kazimierza Ulewicza, aby zechciał być moim promotorem i koordynować plan praktyk, kursów, stażów specjalizacyjnych i zaliczeń, ustalał terminy egzaminów. Egzamin z mikrobiologii zdałam 24 XI 1987 roku. 
Fot. Komisja Specjalizacyjna z mikrobiologii lekarskiej. Prof. dr hab. Kazimierz Ulewicz (po prawej) oraz prof. dr hab. Juliusz Reiss. 

Prof. dr hab. med. Kazimierz Ulewicz piastował w tym czasie stanowisko kierownika Zakładu Epidemiologii i Ekologii Człowiek w Rzeszowie przy ul. Warzywnej 3. Prof. dr hab.Kazimierz Ulewicz ur. się 1919 roku. 
Zaczął studia na Wydziale Medycznym dwa lata przed wojną, do jej wybuchu zdążył zdać, jako jedyny na roku, wszystkie pięć egzaminów z najwyższą oceną. 
Profesor do Rzeszowa przyjechał z Gdyni, gdzie przez wiele lat pracował w Katedrze i Zakładzie Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni. Była to placówka naukowa o charakterze akademickim należąca do Wojskowej Akademii Medycznej im. Gen. B. Szareckiego w Łodzi, powstała na potrzeby Marynarki Wojennej. Przygotowywała i szkoliła kadry medyczne związane z morzem, ratowaniem załóg okrętów podwodnych, ich bezpieczeństwa pracy, w zakresie higieny okrętowej ,odżywiania marynarzy podczas długotrwałych rejsów morskich. Wojskowe kadry medyczne miały działać zarówno w okresie wojennym jak i pokojowym.
Prof. Ulewicz – jako kmdr prof. dr hab. Kazimierz Ulewicz kierował Katedrą Medycyny Morskiej WAM od 1968 roku do 1980. Był jednym z sześciu naukowców, którzy uzyskali w ramach Zakładu Medycyny Morskiej i Tropikalnej tytuł profesora.
Krakowska Akademia Medyczna utworzyła w roku akademickim 1975-1976 w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym przy ulicy Szopena w Rzeszowie Stacjonarne Studia Lekarskie dla studentów IV, a następnie V i VI roku studiów. W związku z tym potrzebowali na uczelni samodzielnych pracowników nauki - lekarzy, którzy w sposób bardzo profesjonalny prowadziliby i kierowali zajęciami dydaktycznymi w latach osiemdziesiątych. Prof. Ulewicz przyjechał do Rzeszowa z zamiarem zorganizowania II Wydziału Lekarskiego (zamiejscowego) AM w Krakowie.


Prof. Ulewicz był autorem kilku książek: 

  • Krótki zarys historii medycyny morskiej. 1982, Wyd. Instytut Medycyny Morskiej i Tropikalnej. 
  • Materiały do zajęć z mikrobiologii klinicznej dla słuchaczy V roku Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej (w ramach kursu z zakresu chorób zakaźnych). 1989. Wyd. Akademia Medyczna im. M. Kopernika w Krakowie. 
  • Ekologia i klinika zakażeń i inwazji pasożytniczych odzwierzęcych. 1990. Wyd. Akademia Medyczna im. M. Kopernika w Krakowie. 

Był również współautorem książek: 

  • Zarys kliniki chorób zakaźnych i tropikalnych. 1988. Wyd. Akademia Medyczna im. M. Kopernika w Krakowie. 
  • Z badań nad występowaniem pałeczek czerwonki i pierwotniaków jelitowych. 1988. Wyd. Akademia Medyczna im. M. Kopernika w Krakowie.
 ***
Korzenie profesora Kazimierza Ulewicza sięgają wileńszczyzny. Jego przodkowie pochodzą spod Kowna, gdzie jeszcze do roku 1939 był czysto polski zaścianek, Ulewicze. Pradziadek, schronił się po Powstaniu Listopadowym w okolicach Jarosławia, gdzie, podobnie, jak kilkunastu innych powstańców litewskich znalazł pomoc u Czartoryskich. 
Ojciec Stefan Ulewicz urodził się już w Sieniawie Jarosławskiej, gimnazjum zakończył maturą w Jarosławiu. W czasie I wojny światowej służył w austriackim wojsku, który stacjonował w okolicach Radomia i tam w wojskowym szpitalu 4 sierpnia 1917 roku urodził się mu syn Tadeusz Ulewicz.
Szczepan Ulewicz po I wojnie wrócił do Krakowa. Pracował na Poczcie Głównej prawie przez pół wieku, w tym, jako naczelnik działu listonoszów. Żył 90 lat.

Tadeusz Ulewicz (brat Kazimierza) na Uniwersytet przyszedł z przygotowaniem klasycznym ze starego Gimnazjum im. św. Jacka. 
Polecam bardzo ciekawy artykuł o Tadeuszu Ulewiczu 'Panicz na przesłuchaniu', z którego możemy dowiedzieć się, że prof. Tadeusz Ulewicz zachorował na tyfus plamisty, w czasie okupacji karmiąc wszy w polskim Instytucie Odo Bujwida w Krakowie. 
"Ja te wszy karmiłem jeszcze po wojnie, gdy pracowałem już na Uniwersytecie. Im zawdzięczałem tyfus plamisty, ale także napisanie dwóch rozdziałów pracy doktorskiej poświęconej twórczości Kochanowskiego. Dlatego mówię o nich z wielką sympatią... dwadzieścia klatek z wszami dwa razy dziennie przymocowywałem na rękach i udach. Trzymałem je tak długo, aż wszy były upite, czerwone i zaczynały od ciała odpadać na siatki owych klatek. Wtedy musiałem się bardzo pilnować, by niemiłosiernie swędzącej skóry nie drapać, tylko jak najszybciej przecierać ją spirytusem. Karmienie wszy dawało legitymację, wskazywało hitlerowcom miejsce zatrudnienia." - wspominał Tadeusz Ulewicz
Odo Bujwid - – lekarz immunolog, bakteriolog, w 1890 roku założył w Krakowie, na wzór warszawski, wytwórnię surowic i szczepionek.

 

środa, 29 stycznia 2014

Prof. zw. dr hab. Janusz Jeljaszewicz (1930-2001)

Miałam przyjemność osobiście poznać pana profesora podczas Zjazdu Towarzystwa Mikrobiologicznego, zorganizowanego we wrześniu 1992 roku w Krakowie.
Wiedziałam wówczas, że prof. Janusz Jeljaszewicz był Dyrektorem Państwowego Zakładu Higieny, członkiem Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności oraz autorem, współautorem wielu książek medycznych m. in. 'Podstawy antybiotykoterapii', wielotomowych dzieł w języku angielskim poświęconych gronkowcom i mikrobiologii lekarskiej. Był autorytetem w mikrobiologii i bakteriologii, cenionym zarówno w kraju, jak i za granicą.
  Prof. Janusz Jeljaszewicz urodził się 8 sierpnia 1930 roku w Wilnie, w rodzinie znanej z tradycji wojskowych - jego ojciec Aleksander Jeljaszewicz – Polak narodowości tatarskiej był przedwojennym zawodowym oficerem kawalerii Wojska Polskiego. Walczył m. in. w 13 Pułku Ułanów Wileńskich w garnizonie Nowa Wilejka, w którym objął dowództwo 1 Szwadronu Ułanów Tatarskich, ostatniego pododdziału jazdy tatarskiej w historii Rzeczypospolitej.

Janusz Jeljaszewicz podczas okupacji uczęszczał na tajne nauczanie w szkole podstawowej w Wilnie. Maturę zdawał w Liceum im. Bolesława Chrobrego w Gnieźnie (w 1950 r.). Studia ukończył na Akademii Medycznej w Poznaniu, tam też rozpoczynał karierę naukową. W 1960 r. przeniósł się do AM w Warszawie, a od 1963 r. pracował w PZH. 
Prof. Janusz Jeljaszewicz był popularyzatorem nauk medycznych. Prowadził audycje telewizyjne DIAGNOZA. Zapraszał najwybitniejszych przedstawicieli z dziedziny medycyny, przybliżając widzom tajniki wiedzy medycznej.
Był twórcą i organizatorem cyklu międzynarodowych sympozjów na temat gronkowców. Scalał naukowców z Zachodu z naukowcami zza żelaznej kurtyny. W tamtych czasach, jeszcze przed transformacją Jego działania były takim 'Oknem na Świat'. Współpracował z naukowcami z Anglii, Niemiec, USA czy Szwecji. 
Współredagował ważne naukowe czasopismo 'Postępy Mikrobiologii'.
Zmarł 7 maja 2001 roku. 

Chciałabym przytoczyć fragment tekstu wygłoszonego przez Jana K. Ludwickiego na pogrzebie Profesora.

(...) Kiedy 30 lat temu wszedłem do Jego gabinetu i na jedynym wolnym skrawku ściany, pośród setek książek zobaczyłem napis:
"Nie zgadzam się z tym co mówisz, ale do końca życia będę bronił twojego prawa do mówienia tego". 
Była to dla młodego absolwenta, w roku 1970 jedna z pierwszych lekcji tolerancji.

I jeszcze jeden fragment, jaki znalazłam w Internecie, który przybliża sylwetkę Profesora, jako wielkiego miłośnika książek:

W branży znane jest nazwisko poznańskiego bibliofila, który w trakcie pracy zawodowej czerpał radość z kupowania książek. Za kwotę uzyskaną ze sprzedaży w 2001 roku w stołecznym Antykwariacie Naukowym kolekcji Janusza Jeljaszewicza można było kupić przyzwoite mieszkanie.

Gdy po wojnie Wileńszczyzna została wcielona do ZSRR, wielu Tatarów zdecydowało się na przesiedlenie do Polski, często na tzw. "Ziemie odzyskane". Jednym z najważniejszych ośrodków diaspory tatarskiej stał się Gdańsk, gdzie przesiedleńcy skupili się wokół imama Ibrahima Smajkiewicza. 


Ojciec prof. Janusza Jeljaszewicza - Aleksander Jeliaszewicz urodzony w 1902 r. w Wilnie.
Jako słuchacz rosyjskiego korpusu kadetów, wraz z "białymi" Rosjanami został w 1919 r. ewakuowany do Turcji, później znalazł się na Bałkanach, gdzie służył w serbskiej straży granicznej. Do odrodzonej Polski powrócił w 1925 r. i został przyjęty do wojska polskiego.
W 1936 r., na prośbę społeczności tatarskiej, w ramach 13 Pułku Ułanów Wileńskich utworzono Szwadron Tatarski i do niego zaczęto kierować wszystkich poborowych Tatarów polskich. 25 października 1938 r. dowódcą tego szwadronu mianowano rotmistrza Aleksandra Jeljaszewicza. Był on znany z gorliwego przywiązania do religii swoich przodków, zwłaszcza w dziedzinie obyczajowości i przepisów dotyczących codziennych, obowiązkowych modłów. Bardziej liberalnie traktował jednak zakaz spożywania alkoholu: pijał bowiem kumys - tatarski napój ze sfermentowanego kobylego mleka - zaprawiony najczystszym spirytusem.
W pierwszych dniach września 1939 r. 13 Pułk Ułanów walczył pod Piotrkowem, następnie przeprawiał się przez Wisłę w rejonie Maciejowic. Pod Maciejowicami 9 albo 10 września szwadron tatarski wykonał szarżę na nieprzyjaciela. Jak wiele lat później usłyszał od jego dowódcy pisarz Włodzimierz Paźniewski, Tatarzy potraktowali żołnierzy Wehrmachtu niezgodnie z regulaminem kawalerii, który przewidywał w takich wypadkach "zniszczenie" bądź "rozpoznanie" nieprzyjaciela. Ułani rotmistrza Jeljaszewicza mieli zaś atakować specjalnym sztychem, polegającym na odrąbywaniu szablą uszu. Nie wiadomo, ile obciętych małżowin pozostało na polu walki. Poniżeni Niemcy jakoś nie kwapili się, by wspominać o tym w raportach.
Maciejowicka szarża stanowi symboliczne zamknięcie historii walk oddziałów tatarskich w wojsku polskim. Nieco później 13 Pułk Ułanów został rozbity pod wsią Suchowola na Lubelszczyźnie. Jeljaszewicz z garstką swoich ludzi próbował przebić się do granicy węgierskiej, ale dostał się do niewoli i resztę wojny spędził w oflagu.

Czytaj więcej na:
https://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Ostatni-tatarski-kawalerzysta-Rzeczypospolitej-n43660.html##tri autor: Marcin Stąporek


Po wojnie Aleksander Jeliaszewicz zamieszkał w Gdańsku. W Gdańsku odnalazł swoją ukochaną z Wilna, Marię (zwaną Marusią). Choć nie była muzułmanką, imam Smajkiewicz udzielił im muzułmańskiego ślubu.
Aleksander pracował jako urzędnik PZU. Był aktywnym działaczem miejscowej społeczności tatarskiej. Zmarł w roku 1978. Jego grób znajduje się na Muzułmańskim Cmentarzu Tatarskim w Warszawie.

Natomiast w Gdańsku w Parku Oruńskim odsłonięto w 2010 roku Pomnik Tatara RP, gdzie ostatnie lata życia spędził dowódca ostatniego w historii Polski oddziału jazdy tatarskiej, Aleksander Jeljaszewicz. 

sobota, 18 stycznia 2014

Nawracające infekcje układu moczowego

Najczęstszym patogenem wywołującym zakażenia układu moczowego (ZUM) są uropatogenne szczepy E. coli, rzadziej Klebsiella sp., Enterococcus sp. Nawracające infekcje dróg moczowych wywołane są zazwyczaj tym samym drobnoustrojem w krótkim czasie po leczeniu lub w wyniku leczenia nietrafionym lekiem. 


Wśród pacjentów z nawracającymi infekcjami dróg moczowych (NZUM), którzy mają stałe zlecenie na badania bakteriurii, czynnikiem etologicznym, oprócz w/w są pałeczki Proteus mirabilis, oraz Pseudomonas aeruginosa.

W przypadku infekcji nawracających konieczne jest wykonanie posiewu moczu i leczenie na podstawie określenie lekowrażliwości patogenu. Infekcje są groźne, bowiem mogą prowadzić do nieodwracalnego uszkodzenia nerek, do kamicy, do podwyższonego ciśnienia, nie mówiąc już o niekomfortowym samopoczuciu, obniżeniu jakości życia pacjentów, a także są przyczyną licznych wizyt u lekarza.

W przypadku podwyższonego ciśnienia, należy zwrócić uwagę, czy aby przyczyną nie jest infekcja dróg moczowych i czy po zastosowaniu działań profilaktycznych (patrz niżej) ciśnienie nie ulegnie poprawie.

NZUM są problemem dotykającym najczęściej młode, aktywne seksualnie kobiety, kobiety po menopauzie, kobiety cierpiące z powodu wypadania narządu rodnego, nietrzymania moczu i zalegania moczu w pęcherzu po mikcji. Należy wykluczyć kamicę, prostatę, zbyt niski poziom żeńskich hormonów płciowych, które sprzyjają nawrotom choroby.

Zakażenie dolnych dróg moczowych (pęcherza, cewki moczowej) charakteryzuje się częstomoczem, pieczeniem przy oddawaniu moczu, bolesnym parciem na mocz, bólem w okolicy spojenia łonowego. Niekiedy jeszcze bóle głowy i wzrost ciśnienia.

Zazwyczaj nie obserwuje się wystąpienia gorączki, bólów w okolicy nerek, osłabienia czy nudności, tak jak to ma miejsce w przypadku ostrego odmiedniczkowego zapalenia nerek.

Leczenie infekcji nawracających opiera się na leczeniu ostrych epizodów ZUM, a także na profilaktyce przewlekłej.

W przypadku współistnienia nietrzymania moczu ważne jest leczenie (farmakologiczne, fizjoterapeutyczne) tego zaburzenia).

Do działań profilaktycznych w NZUM zaliczamy:

  • gdy tylko zaobserwujemy niepokojące objawy  - podawanie małej dawki chemioterapeutyku codziennie przed snem (lub 3 x w tygodniu) np. 50 -100 mg nitrofurantoiny (koniecznie z wit. C), kotrymoksazolu, lub innego antybiotyku, zgodnie z antybiogramem
  • stosowanie probiotyków
  • spożywanie soku lub wyciągu z żurawin, które nawet w bardzo małym stężeniu hamują namnażanie się bakterii
  • zakwaszanie moczu (witamina C)
  • spożywanie dużej ilości płynów
  • nieprzetrzymywanie moczu w pęcherzu (regularne oddawanie moczu).


Literatura:
Problemy diagnostyki i terapii nawracających infekcji układu moczowego
Autor: Agnieszka Mastalerz-Migas, Andrzej Steciwko
Źródło: "TERAPIA" NR 2 (221), LUTY 2009, Strona 25-29
http://www.terapia.com.pl/publ/id_title,3488

piątek, 29 listopada 2013

Paulina Zdziebko

Paulina Brodowicz Zdziebko - diagnosta laboratoryjny. 
Paulina Zdziebko

Paulina Zdziebko

Paulina Zdziebko
Paulinko! Dlaczego nikt mnie nie lubi - zapytałam
Bo nie jesteś zupą pomidorową, żeby Cię wszyscy lubili - pocieszyła mnie moja koleżanka z pracy

Trio 

niedziela, 17 listopada 2013

Wirus brodawczaka ludzkiego HPV

Gmina Leżajsk ufundowała nastolatkom bezpłatne szczepienia ochronne przeciwko wirusowi brodawczaka ludzkiego (HPV). W mediach pojawiły się informacje o szkodliwym działaniu szczepionki. Na łamach RMF FM ukazał się artykuł 'Chcieli szczepić córki. Przestraszył ich ksiądz'. 


Co warto wiedzieć na temat wirusa HPV?

Wirus HPV to typ ludzkiego wirusa brodawczaka (HPV, ang. human papillomavirus), który jest odpowiedzialny za rozwój inwazyjnego raka szyjki macicy (ICC, ang. invasive cervical cancer). Za to odkrycie Harald zur Hausen - niemiecki lekarz otrzymał w 2008 roku Nagrodę Nobla w dziedzinie fizjologii i medycyny.
Większość zakażeń wirusem HPV jest nieszkodliwa. Na ogół przebiega bezobjawowo i ustępuje samoistnie w okresie roku, najpóźniej dwóch lat. Łatwo jednak się rozprzestrzenia, gdyż może być przenoszony na inną osobę nawet wtedy, gdy brak jest jakichkolwiek objawów, takich choćby jak brodawki (mięsiste zmiany rozrostowe w okolicy narządów moczowo-płciowych, bez cech nowotworowych).
Wirus brodawczaka może powodować także inne nowotwory złośliwe: jamy ustnej, głowy i szyi, a także prącia u mężczyzn oraz pochwy i sromu u kobiet. Rak odbytu częściej występuje u osób uprawiających seks analny. Z kolei ryzyko raka jamy ustnej, jak niedawno informował PAP, zwiększa częste uprawianie seksu oralnego.
W Polsce zarówno współczynnik zachorowalności jak i umieralności na raka szyjki macicy jest jednym z najwyższych w Europie. Na Podkarpaciu rocznie wykrywanych jest około 400 przypadków zachorowań na raka szyjki macicy. Szacuje się, że rocznie zakażonych wirusem HPV zostaje 5,5 mln osób w skali świata. Częściej występuje u mężczyzn niż u kobiet. Z badań przeprowadzonych w USA, Brazylii i Meksyku wynika, że jest nim zakażony aż co drugi mężczyzna - informuje najnowszy "Lancet". 

Dotąd zidentyfikowano około 15 typów wirusa HPV, które traktuje się jako onkogenne. Spośród nich najczęściej występują HPV-16 oraz HPV-18, które odpowiadają za około 70% przypadków ICC na świecie. Trzecim pod względem częstości jest wirus HPV-45. Łącznie HPV-16, HPV-18 oraz HPV-45 są przyczyną 75% przypadków raka płaskonabłonkowego (SCC, ang. squamous-cell carcinoma) oraz 94% przypadków raka gruczołowego. 

- „Wirus HPV ma bardzo wysoki potencjał zakaźny. Do zakażenia wirusem HPV wystarczy kontakt z jednym partnerem i nawet prezerwatywa nie daje skutecznej ochrony, ponieważ skóra bezpośrednio wokół narządów płciowych również może go przenosić. Kobiety powinny zrozumieć, że wirus HPV jest powszechniejszy niż inne choroby przenoszone drogą płciową i stanowi realne zagrożenie dla ich zdrowia oraz życia” – przestrzega dr Małgorzata Rekosz, ginekolog z Centrum Onkologii-Instytut im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie.

- "Rak szyjki macicy jest jednym z niewielu nowotworów, któremu można tak skutecznie przeciwdziałać. Dzięki prostemu badaniu jakim jest cytologia, jesteśmy w stanie wykryć zmiany nowotworowe w stadium, gdzie wyleczalność kształtuje się na poziomie niemalże 100%. Dlatego śmierć każdej kobiety w powodu raka szyjki macicy tak bardzo boli" – powiedział dr Jerzy Giermek, onkolog, dyrektor Centralnego Ośrodka Koordynującego Programy Wczesnego Wykrywania Raka Piersi oraz Profilaktyki i Wczesnego Wykrywania Raka Szyjki Macicy.

Skuteczną formą prewencji zakażeń wirusem HPV, co skutkuje ochroną przed rakiem szyjki macicy, są szczepienia. 

W 18 krajach Unii Europejskiej wprowadzono szczepienia do kalendarza szczepień, a w 15 z nich koszty pokrywane są z budżetu państwa.
Światowe Stowarzyszenie Lekarzy, które w dniach 15-19 X 2013 r. obradowało w Brazylii, popiera rozwój i wsparcie finansowe programów prozdrowotnych mających na celu upowszechnienie szczepień przeciwko HPV. Podobnie Amerykański Komitet Doradczy ds. Profilaktyki Immunizacyjnej (ACIP) zaleca szczepienia przeciwko HPV osobom młodym zarówno kobietom, jak i mężczyznom w wieku od 11 do 26 lat. 

W Polsce zarejestrowano i dopuszczono do obrotu dwie szczepionki przeciwko HPV: Cervarix (HPV-16/18 z adiuwantem AS04) oraz Gardasil (HPV-6/11/16/18). Zabezpieczają przed onkogennymi serotypami wirusa HPV 16 i HPV 18.
Około 30% nowotworów szyjki macicy wywołują wirusy, których nie ma w szczepionkach. 
Opublikowana, najdłuższa do tej pory, obserwacja dotycząca utrzymywania się przeciwciał po podaniu zarejestrowanej szczepionki przeciw HPV wykazała, że w 9 lat po szczepieniu szczepionką dwuwalentną u wszystkich badanych kobiet poziom odpowiednich przeciwciał był co najmniej 10-krotnie wyższy, niż poziom przeciwciał występujący po naturalnym zakażeniu HPV.

Rutynowe szczepienie kobiet przeciwko HPV powinno mieć miejsce przed rozpoczęciem współżycia seksualnego, a tym samym przed pierwszym potencjalnym kontaktem z wirusem.
Szczepienie kobiet zarażonych wirusem brodawczaka ludzkiego (HPV) szczepionką HPV-16/18 nie przyspiesza leczenia i nie powinno być w tym celu stosowane.


Literatura:
http://www.cdc.gov/std/hpv/stdfact-hpv.htm

http://pl.esculap.com/publication/129473/Krzy%C5%BCowa_skuteczno%C5%9B%C4%87_szczepionki_HPV-16/18_%E2%80%93_wyniki_badania_PATRICIA


http://pl.esculap.com/news/117812/W_2011_roku_Polki_wci%C4%85%C5%BC_nie_korzysta%C5%82y_z_bada%C5%84_cytologicznych

http://pl.esculap.com/news/115292/Co_drugi_m%C4%99%C5%BCczyzna_zara%C5%BCony_wirusem_brodawczaka_ludzkiego 

niedziela, 25 sierpnia 2013

Buty aż do zdarcia

Ciekawe, że na hasło ‘buty’ przed oczami pojawia mi się najczęściej obraz moich zimowych trzewiczków, które dostałam, jeszcze w dzieciństwie od św. Mikołaja.
Były piękne, skórzane, czeskie w korze kakao z mlekiem i brązu. Mikołaj albo pomylił adresata i przez pomyłkę mi je podarował w prezencie, albo zrobił to z wyrachowania, aby mi służyły przez wiele lat. Sprezentowane buty było o 2 numery za duże. Nosiłam je rzeczywiście przez kilka sezonów, bardzo je lubiłam. Przywiązałam się do moich trzewiczków i może to spowodowało, że w dorosłym życiu każdą parę butów noszę aż do zdarcia. 
Jak już się przekonam do butów, noszę je i noszę i trudno mi się z nimi rozstać. Nasze babcie żyły w czasach, w których nie każdego było stać na buty, tym bardziej skórzane buty. 
Młodzi chłopcy chętnie szli do wojska, być może kusiła ich chęć posiadania skórzanych butów. Takie buty natłuszczone przypalali nad ogniem, żeby były nieco ciemniejsze, osmolone. Stąd mówiło się 'smalił cholewki', gdy kawaler idąc do panny zakładał osmalone nad ogniem skórzane buty.
We wsi tylko bogaty gospodarz mógł chodzić w skórzanych butach, zwykłe kmiecie przez cały rok chodzili boso. Pracowali w polu boso, łazili po ściernisku boso, paśli krowy boso. Jeśli już to najczęściej okrywali stopy łapciami z lipowego bądź wiązowego łyka. Nogi w butach zawijano w onuce, a nawet owijano słomą. Ja jeszcze pamiętam czasy, kiedy przyjeżdżałam na wakacje do babci, widziałam jak ludzie do kościoła szli boso, a buty zakładali dopiero przed wejściem do kościoła. 
Nasunęła mi się refleksja na temat butów i wpływu na zdrowie, samopoczucie, przetrwanie. 
Słoma ogrzewała stopy, drażniła receptory. Podobnie poranna rosa, ściernisko czy parzące pokrzywy. Poprawiały krążenie, miały więc wpływ na zdrowie. Chodzenie boso w mrozy również miało korzystny wpływ na hartowanie organizmu i odporność na choroby. Te wszystkie czynniki na pewno hartowały człowieka w trudnych warunkach życiowych. I chyba dlatego naród polski doskonale sobie radził w mroźnych syberyjskich tajgach w czasach niepodległości. Zesłańcy bez chleba, bez odzieży bez butów musieli ciężko pracować, kobiety rodziły dzieci. Trudno sobie wyobrazić jak można było w takich warunkach żyć. 
Nie jestem kolekcjonerką butów. 
Nie acham i ocham na widok szpilek, w oknie wystawowym. Nie podnoszą mi ciśnienie markowe salony obuwnicze, ba, nawet nie wchodzę do środka. 
Bo po co? 
Skoro moje wysłużone, chociaż nie urodziwe są odpowiednio dobrane, wygodne i praktyczne.
Przy zakupie najczęściej mam problem z dobraniem odpowiedniego obuwia.
Trudno jest zadowolić mój gust. Słyszałam opinię, że Polkom trudno dogodzić, bo mają nietypowe rozmiary, ciekawe, że markowe zagraniczne firmy potrafią wyprodukować wygodne dobrze wyprofilowane obuwie.
Pojechałam kiedyś do NRD, specjalnie po buty. Kupiłam w Berlinie zamszowe kozaczki na koturnie. Nosiłam je przez dobrych kilka sezonów. Były nie do zdarcia. A kiedy podeszwy lekko mi się starły, skorzystałam z usług szewca, ten dokleił mi nowe zelówki i mogłam w nich chodzić przez kolejne lata.
Nie mam zbierackich przyzwyczajeń, jak inne kobiety. Nie dobieram do koloru sukienki i torebki.
Wchodzę do sklepu wiedząc czego potrzebuję. Rozglądam się po półkach za konkretnym rodzajem, sprawdzam czy leżą jak ulał i już wiem. Kupić czy nie kupić?  Komfort jest priorytetem. Oczywiście uważam, że na butach nie warto oszczędzać. Dobre buty to drogie buty. Dlatego przestrzegam przed chińszczyzną i podróbkami z bazaru. Tanie obuwie najczęściej ranią i deformują stopy. Zdeformowane stopy tj. haluksy właśnie od noszenia źle dobranego obuwia.
W latach siedemdziesiątych nosiłam modne wówczas drewniaki. Najprawdopodobniej z powodu nierównomiernego obciążenie stóp i przeciążenia dorobiłam się modzeli na podeszwach stóp. To zrogowaciałe narośla w kształcie stożków, które powstają pod wpływem stałego ucisku lub tarcia pod główkami kości śródstopia. Miałam problem z usunięciem modzeli, po usunięciu zewnętrznego naskórka pojawiał się nieduży, wielkości łebka szpilki rdzeń. Korzeń wrasta w głąb skóry i pod wpływem ucisku sprawia ogromny ból.
Teraz, kiedy jestem już wiekowa najchętniej zakładam wygodne sandały.
Ile mam par butów? Dużo. Ale to tylko dlatego, że starych tak szybko się nie pozbywam. Sezonowo przetrzymuję je w pudłach w pawlaczu. Każda z moich par ma konkretne przeznaczenie i czas, w którym jest używana.

Mam kilka par szpilek, najczęściej w kolorze czarnym i najczęściej ich nie zakładam. Szpilki są seksowne, ale trzeba mieć na uwadze konsekwencje zdrowotne. Jeśli musimy chodzić w modnych szpilkach, sięgnijmy po buty wysokiej jakości, o dobrze wyprofilowanej podeszwie. Mogę jedynie współczuć kobietom w wysokich obcasach.

Adidasów mam dużo, bo uwielbiam chodzić w sportowym obuwiu. Kilka par klapek, najczęściej na koturnach. Sandałów też mam po kilka par. Oczywiście pantofle domowe, koniecznie skórzane.
Kilka par trekkingowych w góry, które służą mi do użytku codziennego, stosownie do pogody.
Kozaczków na zimę też mam kilka par i też służą mi przez wiele sezonów. Muszą być ciepłe i mieć wyrzeźbioną podeszwę, odporną na poślizgi. 

W ciepłych butach pocą się nogi, dlatego należy pamiętać o zmianie obuwia w ciągu dnia np. w pracy, aby uniknąć grzybicy stóp. Grzyby chorobotwórcze lubią ciepło i wilgoć, a buty są jak inkubatory zapewniające odpowiednie warunki dla wielu chorób dermatologicznych. Mogą coś na ten temat powiedzieć żołnierze.

Jak wspomniałam, grzybicy sprzyja ciepło i wilgoć. Latem – najczęściej stając bosymi nogami na drewnianych i plastikowych podestach na basenach, w klubach fitness, siłowniach, czyli wszędzie tam, gdzie bierze się prysznic i pozostawia na posadzce złuszczony, zakażony naskórek trzeba zakładać łatwo zmywalne klapki.

Przestrzegałabym o butach kupowanych w sklepach z odzieżą używaną. Można złapać grzybicę, która jest trudna i droga w leczeniu, nie mówiąc już o skutkach zdrowotnych. 

A czy wiesz dlaczego 'pachną' ci nogi?
Pisałam o tym w blogu Pachnąca mikrobiologia
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...